top of page

SZCZĘŚCIE W CODZIENNYM ŻYCIU


Kiedy usypiam syna, zazwyczaj nie mam przy sobie telefonu, ani innych elektronicznych rozpraszaczy. Ta chwila, która trwa od 15-30 minut jest ciszą, kompletną ciszą. W tym czasie niczego nie załatwiam, nie gonię z terminami, nie odpisuję na maile. Nie martwię się niczym. Uwalniam swoją jedyną zapracowaną głowę od problemów tego świata i pozwalam sobie by nic nie mąciło mi myśli.

Ale do rzeczy.

Wrzesień był miesiącem przepełnionym chaosem, terminami na wczoraj, spóźniającymi się podwykonawcami, oburzeniami i radościami. Smutkami i łzami szczęścia. Sama po troszku pozwoliłam sobie na taki tłok pracy, więc obwiniam tylko siebie. Najbardziej nie cierpię dni, kiedy ponad wszystko muszę postawić pracę, nad czas z dzieckiem.

Wyjazd na motocyklu do Albanii był odmóżdżeniem, mieliśmy tyle wrażeń w ciągu dnia, że na szczęście nie musiałam myśleć, jak się kręci moja firma. Dałam sobie przyzwolenie na zapomnienie o całym świecie i żyłam chwilą.

A uzdrowienie znalazłam w dolinie Theth. Brak łączności, poza zasięgiem, żadnego Wifi, tylko przeklęte góry i swojskie życie. Szczęśliwe dzieciaki, nowe przyjaźnie i sen, który rozpoczął się wraz z nadejściem nocy, gdyż nie było mowy o jakiejkolwiek większej elektryczności.

Po urlopie szybko wróciłam do rzeczywistości. Szykował się kolejny wyjazd na Podlasie , by sfotografować ślub. Więc czasu było mało by się nacieszyć wolnym :)

Ale wiecie co tak naprawdę chciałam Wam napisać, że myślałam, że mam kontrolę nad wszystkim, a wrzesień mnie mocno rozpieprzył na kawałki. W różnych sprawach. W pewnym momencie usiadłam w moim kącie biurowym i uspokoiłam myśli.

Przecież nie jestem w stanie uszczęśliwić wszystkich? Jeśli sama ze sobą nie będę żyła w zgodzie, to na nic mi udawanie, że mam kontrole nad wszystkim. Pomyślałam sobie, że przestanę już "walczyć" z przeciwnościami losu, tylko się im poddam.

Najlepszym przykładem na przepracowanie, okazało się potworne przeziębienie które dopadło mnie dwa dni temu. Nie miałam siły na nic. Ogarnęła mnie niemoc i choć wiedziałam, że mam dużo pracy przy zdjęciach, to po prostu nie byłam w stanie sprostać zadaniu.

Dziś jest już dużo lepiej. Został uporczywy katar. Ale siły wracają, obiecałam swojemu ciału, że będę o nie bardziej dbała, że nie będę go stresować i dam sobie przyzwolenie na popełnianie błędów.

Dzisiejszy spacer po lesie był jednym z lepszych. Adaś szedł swoim krokiem, psy tuz za nim, a ja cieszyłam oczy kolorami jesieni.

Wzięliśmy termos z gorącą herbatą i siedzieliśmy sobie na pniu drzewa . Adaś liczył drzewa dookoła, a ja co jakiś czas kichałam w głos .

Część choroby wygoniłam do lasu. Jestem pewna, że jutro będzie jeszcze lepiej.


bottom of page