CO SŁYCHAĆ W WIELKIM ŚWIECIE?
Zawiało pustką na blogu, a to za sprawą bardzo pracowitego czasu. Ci co mnie śledzą na fanpejdzu, wiedza, że Kacha nie śpi za długo. Bardziej mi chodzi o fanpejdza zawodowo-fotograficznego.
Co się wydarzyło w czerwcu, ano było pracująco.
Przed urlopem, miałam do sfotografowania cztery wyjątkowe śluby. Ostatni ślub wykonałam dzień przed urlopem, a co więcej, na plener wyruszyliśmy o świcie, gdyż Para Młoda wracała w tym czasie, kiedy ja będę na urlopie, do UK. Był to mroźny poranek, pamiętam te nieprzyjemne uczucie zimna jakie mnie oblało, po wyjściu z auta.
Gdyby nie upartość Pana Młodego, sesja by została przesunięta w czasie. Chwała Ci za to Kuba !
Wieczorem 18 czerwca ruszyliśmy na nasz wyczekany urlop. Dość nietypowo się spakowaliśmy, bo targaliśmy ze sobą na przyczepie - motocykl. A w drugim aucie pędziła moja mama z mężem. Postanowiliśmy, tym razem skorzystać z usług opieki babci Joli i kilka wieczorów, spędzić na podziwianiu zachodów słońca.
A tego nam na Chorwacji nie brakowało, co jeden to był piękniejszy! Nawet tak piękny, że pokazałam cycki , a co niech się napatrzą ;)
Urlop przeleciał w swoim tempie, zdążyliśmy się opalić i nawet zeszła nam skóra z pleców. Adaś nauczył się skakać do basenu i pływać w naramiennikach. Generalnie po przebudzeniu, mój syn mi oznajmiał : mama do baśśenu.
Chorwacja pożegnała nad deszczem, więc bez większego żalu wracaliśmy do Polski. Trasa przebiegła nam szczęśliwie. I to jest najważniejsze.
Zaraz po powrocie z urlopu, miałam tylko 1 dzień przerwy na rozpakowanie się i zgranie zdjęć z wakacji. By dnia następnego pędzić z aparatem na kolejny fantastyczny ślub.
Mój organizm szybko się zbuntował , mimo, że byłam po urlopie, to u nas urlop wygląda nieco inaczej niż by się wydawało. Nie dla nas wielogodzinne plażingi , raczej należymy do grona osób lubiących się przemieszczać.
Moje noce bywały bardzo krótkie, a ja codziennie rano ledwo mogłam wstać z łóżka. Postanowiłam trochę sobie pomóc i pojechaliśmy rodzinnie na zakupy do uroczego sklepu budowlanego. Tam na dziale z roślinami, przypomniałam sobie wpis o roślinach, "na dobry sen".
Mój mąż zaśmiał się uroczo , wiedząc, jak katowałam poprzednie kwiaty w mieszkaniu i dodał, że te długo też nie pożyją. I tu się mylił, bo Sansewierię podlewa się raz na 3 tygodnie. Kupiłam dwie sztuki.
Pewnie wmówiłam sobie, że postawione obok mojego łózka, "zdziałają cuda", ale tak też się stało i dzieje się do dziś. Można było nawet zauważyć u mnie wzmożoną ochotę na wschody słońca, tym samym proponowałam nieludzkie pory sesji ślubnych moim Parom, które godziły się na te warunki ! CHWAŁA WAM ZA TO KOCHANI.
Sansewieria działa, ja budzę się wypoczęta i gotowa do działania. I nawet jeśli sobie to wmawiam, to efekt, jest pozytywny.
Choć urlop się skończył niedawno, to mieliśmy w głowie pewien niecny plan. Dwa lata temu zabraliśmy na Słowenię Adasia. Spacerowaliśmy z wózkiem, podziwialiśmy widoki, jedliśmy lody i zatykaliśmy uszy , by nie słyszec tych wszystkich motocykli, którzy przyjechali po jedno : świetne drogi i niesamowite widoki !!! Jutro wyjeżdżamy by poczuć Słowenię ! Naszym marzeniem jest zobaczyć niesamowity Mangart ! A moim, wy wejść na szlak i chwilę posiedzieć w ciszy. Na pewno nie zabraknie relacji na żywo , na Instagramie. To będzie króciutki ale intensywny czas. Niestety nie zabiorę ze sobą mojej rośliny, na dobry sen, ale .... chyba nie będę jej potrzebować.
DO ZAŚ ! NIEBAWEM SIĘ ODEZWĘ, JESTEM PEWNA, ŻE SŁOWENIA PORWIE MNIE ZA SERCE .