Z aparatem przez cały dzień
GODZINA PO GODZINIE (Łącznie 12h od pierwszej foty)
Takie było założenie, już kieeeedyś wdrożyłam taki projekt, ale zdechł, jak większość kwiatków w naszym mieszkaniu. Dziś natchniona na nowo, po przebudzeniu miałam trzymać aparat w ręku i ćwiczyć oko, przed zbliżającym się sezonem ślubnym.
A po co mi to? A no właśnie po to. Jeśli ktoś się mnie spyta, skąd czerpię inspirację, niech wie, że ze zwykłej codzienności. Bo życie właśnie takie jest.
Czy dziś było kreatywnie? Chyba nie (śmiech) , a projekt "zdjęcie co godzinę" wdrożyłam, zachowując raz czas z Moskwy, a raz z Islandii.
Dlatego dziś wrzucam posta, by zmotywować przede wszystkim siebie i jutro wierzę mocno, że poprawię się na 99%. Jutro będzie tylko czas polski i aparat zawieszony na ramieniu, jak torebusia.
Jak często pojawi się projekt "zdjęcie co godzinę",
- chciałabym raz w tygodniu. Będę starała się wybierać te dni bardziej aktywne, bo dziś większość dnia spędziłam w domu. Udało mi się wyskoczyć do kawiarni, na spotkanie z klientami. Ah! no i był też szoping, spożywka. Nasz zapas jogurtu greckiego się skończył. Adaś go wprost uwielbia.
Zobaczcie jaki roztrzask czasowy dla Was przygotowałam.
Wstałam po 7 rano, żeby nie było.
Adaś nakręcił ranny zegarek szybciutko, że chwilkę dla siebie znalazłam przy planowaniu postów na bloga.

Tak piękny prezent od męża, musiałam sfotografować,

Adasia centrum dowodzenia.
Swoją drogą, kilka osób pytało o zakończenie remontu i jego efekt końcowy ! Obiecuję nowy post na blogu :)

Przelotem, między kuchnią a łazienką.

Szykowanie się, na spotkanie z klientami.

Po powrocie ze spotkania, zastałam śpiące dziecko. Troszkę się przemieszczał, ale wiecie co - on wciąż śpi. Wciągnął butlę kaszki i przeniosłam go do łóżeczka.
