Najsilniejszy halny od 13miesięcy

Mój błąd. Średnio się przyłożyłam, by szczegółowo sprawdzić pogodę! No, ale przecież, pogoda w górach zmienna jest ?? Wiedziałam , że będzie wiało, że tym razem okulary przeciwsłoneczne i filtr 50 UV, nie będzie potrzebny. Wiedziałam, że będzie halny. Wszystko wiedziałam ..... tak mi się zdawało.
Bez trudu wstałam o godzinie 4 rano, by dopakować plecak, sprawdzić listę i zrobić : czek, przy każdym MUST HAVE. Napisze więcej, tak się spakowałam, że zapomniałam rękawiczek i gogli, ale okulary przeciwsłoneczne spakowałam ! ŚMIECH !
Nawet dzień wcześniej zrobiłam sobie peeling twarzy, aby "maska" równomiernie się nałożyła. NIEPOTRZEBNIE. Peeling to ja miałam na Czarnym Stawie Gąsienicowym. Full natural.
Po 7 rano dojechaliśmy na parking przy rondzie na Kuźnice. Pierwszy podmuch wiatru, sprawił, że szybko wsiadłam z powrotem do auta i nałożyłam na siebie wszystko co zabrałam do mojego "kompletnie" spakowanego plecaka.
Nie szukałam rękawiczek, bo moje ręce bardzo szybko się nagrzewają i po 10 sekundach zawsze je ściągam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w ogóle ich nie mam. Dłuuuugo nie byłam tego świadoma.
Początkowo myślałam, że jeszcze śpię, kiedy przed moim samochodem, ujrzałam, szybko przemieszczającego się motocyklistę ! HALNY RIDERS. Chłopie mam nadzieję, że dotarłeś cały do domu.
Szybkim krokiem udajemy się na szlak, jeszcze tylko opłata za wejście i zakładamy raki, gdyż ze startu widać oblodzone kamienie. Będzie bolało. Startujemy z miejsca POTOK BYSTRA, przemierzamy 50 metrów i okazuje się, że trzeba ściągać raki. Wiosna !












Szybciutko mijamy ODEJŚCIE NA NOSALOWĄ PRZEŁĘCZ , a na naszym szlaku ukazuje się coraz więcej lodu. Dzielnie walczymy z żywiołem, gdyż lenistwo podpowiada, że jeszcze nie ten moment. Dopiero co je ściągnęłam! Punktem kulminacyjnym jest kompletna bryła lodu, którą z drżącym oddechem pokonuję bokiem.
Słychać siłę wiatru, mój towarzysz górski podśmiechuje się pod nosem "ten halny jakiś słaby". Kiedy wychodzimy na mniej zasłonięte miejsce naszym oczom, ukazuje się kobieta z ogromnym plecakiem, którą halny targa na każdą stronę. Jej partner siedzi stulony zaraz obok.
Po chwili oboje siedzą i czekają ..... Na co wy czekacie ! Trzeba stąd uciekać!
To były moje myśli, ......... zaraz szybko przekonałam się, że uciekać się po prostu nie da !
Ląduję na śniegu. gdyby nie mój kolega Stasiek, nie wstałabym jeszcze długo. Trzymamy się kurczowo i dosłownie walczymy z żywiołem. Tuż obok nas znajduje się spora dolina. Żadne z nas nie chce się tam znaleźć. Idziemy dalej, ja znowu upadam i tak kilka razy.
Nie mam sił.




Szczęśliwie docieramy na PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI, a stamtąd szybciutko pędzimy do Murowańca. Widzę jak w miejsce, które docelowo zmierzamy szaleje halny i mam wielkie obawy co do realizacji zamierzonego planu. Kilkakrotnie rozmawiam ze Staśkiem, że chyba nici z tego naszego Zadniego Granatu. Jesteśmy zgodni, że nie będziemy ryzykować, może po prostu podejdziemy szlakiem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego i na tym zakończymy.
W Murowańcu panuje sielska atmosfera, jesteśmy tam dość szybko, na tyle szybko by nie dostać ciepłej zupy :) więc decydujemy się na kaszę jaglaną z jabłkami ! MNIAM.
Dookoła odbywają się szkolenia z wiązania lin, wspinania i ogólnej wiedzy. Każdy zadowolony, mamy wrażenie, że na zewnątrz wszystko się uspokoiło. Myśli krążą, że może jednak ... wejdziemy trochę wyżej.
Jesteśmy zregenerowani na tyle, by ruszyć i zmierzyć się z siłą matki natury. Początek zapowiada się bajecznie, nawet wyszło na chwilkę słońce. Bez problemu docieramy nad Czarny S Gąsienicowy i tam zostajemy na dłuższą chwilę, by ustalić "co robimy". Decydujemy się, że przejdziemy przez staw i podejdziemy pod Zmarzły Staw. Jestem pełna obaw co do tego planu, gdyż mamy iść środkiem zamarzniętego stawu, który w niektórych miejscach nie wygląda już na mocno zamarznięty. A kiedy Staśkowi lekko zapada się noga i pojawia szybko mokry śnieg, mój strach jest szybszy niż halny. Ale okej idę, przecież wszyscy tak chodzą.






























Oczywiście, będąc na środku stawu, kilka razy halny próbował mnie powalić, ale siła jaka wtedy we mnie drzemała, pozwoliła mi spokojnie przejść na drugą stronę. Podchodzimy jeszcze wyżej, jest w miarę bezpiecznie, widać "spacerujących" ludzi, który schodzą z ZAWRATU, więc jest szansa , że możemy wejść wyżej. I tak od kroku do kroku, docieramy nad Zmarzły Staw. Jesteśmy okropnie wykończeni, gdyż podmuchy jakie nam towarzyszyły, sprawiały, że jeden krok wymagał ode mnie wysiłku, co najmniej jakbym ich trzydzieści zrobiła. Ale jak to ? Naszym oczom ukazuje się sielankowy Zmarzły Staw, jest tam dużo ludzi, dwie grupki które się wspinają po"lodowcach", nie wieje, jest przyjemnie. Można się rozsiąść i wypić herbaty z termosu. Nawet zrobić kilka kadrów. Zaczepiamy schodzących z ZAWRATU, chłopaków, by wykonali nam wspólne zdjęcie z flaga ŻOR, już wiemy , że wyżej ona nie powędruje. Nie dziś. Choć mam wrażenie, że mój kolega jest chętny na ZAWRAT. Nawet nie podpytuję, siedzę cicho i kontempluję. Dla mnie jest idealnie tu i teraz. Mam aparat w ręku i łapię "smaczki" w kadr. Nagle pojawia się kolumna zjeżdżających skiturowców. Wyglądają przepięknie.
Naprawdę, można zapomnieć , że szaleje NAJSILNIEJSZY HALNY OD 13 MIESIĘCY. Szybko pojawia mi się kolejna myśl, że to cisza przed burzą.
Fajnie się siedzi, ale tyłek zamarza, zmierzamy w dół. Kiedy znajdujemy się ponownie przy tablicy "Czarny S Gąsienicowy" , kolega Stanisław zajęty fotografowaniem, nie zauważa jak ucieka mu rękawiczka. Która pędzi na taflę stawu. Jest tak blisko, ale znajduje się na terenie, gdzie noga zapada się po kolano. Trzeba użyć sporo siły by ją odzyskać. Niestety.
Nic z tego. Rękawiczka zostaje spisana na straty. Mocno się tym nie przejmujemy, bo pogoda, która się nagle zmieniła, sprawiła, że miejsce jest nie do poznania. Słońce, dużo słońca ! szybko przemieszczające się chmury. SPEKTAKL ! no i halny, który sprawił, że podwiał rękawiczkę w kierunku przemierzania stawu. Dwa razy nie czekam, pędzę po nią zanim znowu znajdzie się na śnieżnym bagnie.
Z naprzeciwka rzuca się w ratunek uprzejmy kolega, zatrzymując rękawiczkę czekanem. Kiedy zwycięsko wręczam ją Staśkowi, ten ze zdziwieniem rzuca hasło "to nie była twoja?"
Śmiechu co nie miara było. Z tym głośnym śmiechem wracamy na zupę do MUROWAŃCA.
(po drodze Stasiu, gubi raz jeszcze rękawiczkę, tym razem, jak sarenka pędzi w dół by ją odzyskać - udało się)








































Szczęśliwie przemierzamy pozostałe kilometry. W miejscu, gdzie pierwszy raz halny postanowił zrównać mnie z ziemią, panuje spokój. Cały czas spoglądam wstecz i nie mogę się napatrzeć, jaki piękny zachód słońca maluje się nad szczytami. Jestem okropnie zmęczona. Bardziej niż po niejednej wyrypie tatrzańskiej.
Bardzo zmęczeni, pakujemy się do busa na Kuźnicach i zjeżdżamy pod auto.








Zerknijcie na tekst o "Najsilniejszym halnym" koniecznie zobaczcie wideo .
http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/116774,najsilniejszy-wiatr-halny-od-13-miesiecy-zdemolowal-podhale Podzielcie się w komentarzach swoimi halnymi przeżyciami ! Swoją drogą, odczuwacie jakieś spore zmiany nastroju? Bo ja złapałam głupawkę śmiechawkę.
Wracajcie bezpiecznie do domu.