top of page

Jurgów i okolice

  • Zdjęcie autora: strauBMWe .
    strauBMWe .
  • 7 lut 2017
  • 3 minut(y) czytania

Mówiłam Wam jak kocham podróżować? A szczególnie takie szybkie, krótkie wypady, ładują mnie najmocniej.

Owszem uwielbiam planować wielkie wyprawy i tu zawsze , albo przede wszystkim działa Paweł. A jeśli mowa o podróżach motocyklowych, to ja tylko podrzucam kilka punktów widokowych , do smaku. Całkiem niedawno, bo w ostatnie dni stycznia wybraliśmy się na ferie zimowe. A raczej ja je miałam, bo na razie jako jedyna z naszej rodziny, uprawiam sporty zimowe z równie wielkim zamiłowaniem, jak fotografię. Na miejscu byliśmy umówieni z innymi rodzinami, które posiadały po jednej sztuce dziecka. Pozdrawiam Majeczkę lat 5, Wiktorka lat 1,5 i Adasia lat 0,6 :) Zameldowaliśmy się w uroczej dolinie z utrudnionym zasięgiem - Brzegi ul. Halna 111, u fantastycznej góralskiej rodziny. Szybkie rozpakowanie i pędzimy na stok. Tego późnego popołudnia wzięłam dechę, ale służyła głównie jako inna forma sanek. Adasiowi się podobało! Nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, bo dostałam oczopląsu i gapiłam się namiętnie w pasmo Tatr, które były na wyciągnięcie ręki.

Kiedy dzieci poszły spać, zebraliśmy się w uroczej stołówce z kominkiem i mogliśmy się poddać urokowi góralskiego klimatu.

Co więcej! Potrzeba matką wynalazku, zamiast przenośnych baby-niań , byliśmy na stałym połączeniu telefonicznym z naszymi śpiącymi dziećmi.

Opcja mega tania, szczególnie kiedy ma się darmowe połączenia ze sobą. Dzwonisz na tel partnera, odbierasz rozmowę, zostawiasz tel wyciszony niedaleko śpiącego dziecka, a swój ustawiasz na głośnomówiący - bingo !

Tego wieczoru, padło zdanie, że pojadę na wschód słońca. Nie muszę pisać, jaki to wielki uśmiech wywołało u moich znajomych. Co więcej najgłośniej, uśmiechał się mój mąż.

Cóż zobaczcie, sami jak pięknie przywitał mnie kolejny ranek pod Tatrami :

Od prawej: Giewont i Kopa

Głodówka

Wróciłam do domku naładowana endorfinami. Ekipa już była na nogach , więc zeszliśmy na pyszne śniadanie (dopłata 30zł na 2 dorosłe osoby)

Wczesne południe spędziliśmy na stoku. Pogoda alpejska !!! Adaś szalał na sankach, a ja zapoznawałam się z okolicą. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak mocno wystawiłam swoją twarz na działanie promieni słonecznych. Przekonałam się na obiedzie. Musiałam wyjść pod koniec, bo na policzkach mogłam smażyć jajka.

Na szczęście nie było, aż tak źle, tego samego wieczoru, szusowałam na stoku czując się bardzo dobrze.

Drzemka nad szumiącym strumykiem ...

Miłość jest na każdym kroku

Co do jakości stoku, to jestem bardzo zadowolona. Trasy są szerokie i w miarę długie, Na każdym kroku można modyfikować zjazd i jest całkiem fajna ściana do zjazdu - czarna. W ciągu dnia, niestety było dość dużo szkółek i dzieci, na które trzeba było podwójnie uważać. Ja zachowałam bezpieczeństwo, jednakże sama stałam się ofiarą wypadku. Jadąc na czarnej słyszałam jak ktoś szusuje za mną, na tyle szybko i blisko by nie przewidzieć, że mogę ciut zwolnić. Kiedy chciałam skorygować zjazd, chłopak wbił się we mnie jak w ścianę. Ucierpiał mój piszczel ( spodnie ... ) i cała lewa strona. Początkowo, działała adrenalina i nie bardzo mogłam ocenić sytuację, dopiero po upewnieniu się że chłopakowi nic nie ma, dotarło do mnie co mi się stało. Zła byłam na obojętność ludzką. Musiało to naprawdę groźnie wyglądać, a mijający nas narciarze przyhamowywali i jechali dalej. Po kilku minutach zlitowała się jedna pani narciarka, która widząc porozrzucany kask i kilka gadżetów, zareagowała.

___________________________________________________________________________________

Bury Miś ! odkrycie roku. Dzięki Gravisom.

Koniecznie odwiedźcie to miejsce. Raj dla fotografów i smakoszy dobrej kuchni. Restauracja pod ta uroczą nazwą, od zewnątrz przyciąga do środka, a zachwyt wzrasta po wejściu do niej. Karta menu jest prosta i czytelna, a ceny przyzwoite. Pełny obiad dla 2 dorosłych osób i dziecka (nasz Adaś potrafi dużo zjeść) plus napoje i deser : 100zł

Okazało się, że jest możliwość zorganizowania kuligu. Prawie wszyscy postanowiliśmy przypomnieć sobie czasy dzieciństwa. Było na tyle dużo śniegu by sanie mogły przyjechać pod naszą chatkę. Adaś na dźwięk dzwoneczków , przypiętych do homonta konia , śmiał się równie mocno , jak w Alpach Julijskich , tam dzwoniły krowy na polanach.

Trasa prowadziła, krótko z widokiem na Jurgów, by później - na długo - zanurzyć się w leśnych ścieżkach. Zapach zimowego lasu, był bardziej intensywny niż rum Dominika. Pod większe górki, zgodnie z przysłowiem "baba z wozu koniom lżej" zeskakiwaliśmy z sani. Ulgi mieli Ci, którzy trzymali na kolanach swoje pociechy. Możecie się domyślać, kto biegał z aparatem, a kto trzymał Adasia :) Było cudnie ! Postój, na ognisko, kiełbaski i ciepłe napoje. Sielsko i po góralsku.

Wszystko co dobre szybko się kończy ! Pędzimy na Żory. Z widokiem i przytupem ! Hej !


 
 
 

Comments


  • MOTO
  • KH LOGO NEW
  • Black Facebook Icon

© 2015 przez HighMOM

bottom of page