top of page

MANGART


Muszę to przelać na bloga, bo jak tego nie zrobię, to ucieknie. Choć w sumie takie wrażenia na zawsze pozostają w głowie. Pamiętam jak pierwszy raz - 4 lata wstecz - zobaczyłam Grossa, Paweł mnie przeciągnął motocyklem po najpiękniejszych alpejskich drogach, a ja już wiedziałam, że na dobre zostawiłam tam serce.

Za każdym razem towarzyszą mi niesamowite emocje ... horyzont robi się bardziej górzysty,a kiedy już ciężko mi się patrzy na wierzchołki gór spod kasku motocyklowego to znaczy jedno - SZTOS GÓRSKI. Górskie szaleństwo rozpętało się na dobre.

Tą "chorobę" da się zrozumieć, jeśli pała się takim samym szaleństwem . Na szczęście nie wszystkich to kreci i dobrze. Inni wolą morze a inni góry.

Wracając do Mangarta. Sama nazwa określa szczyt górski (2679m npm) jest on tak majestatyczny, że nie miałam przyjemności go widzieć, bo schował swój urzekający wierzchołek pod chmurą. No trudno, przeżyłam.

Droga pod Mangarski szczyt jest krótko mówiąc, zajebiście widowiskowa. Na odcinku około 12km pokonuje się ponad kilometr przewyższenia. Momentami jest cholernie wąsko i jazda po takim asfalcie wymaga trzeźwości umysłu. Na wyższych partiach górskich serpentyn, przejeżdża się przez liczne tunele, wykute w skałach. Niektóre zakręty, są jakby zawieszone nad przepaścią. Mój język polski odezwał się stanowczo na widok, przepaści tuż obok mojego prawego ramienia : "ja pierdolę" wykrzyczałam radośnie !

I tak jeszcze kilkanaście razy ..... na szczęście spod kasku motocyklowego niewiele słychać, zatem bez obawy drodzy rodacy, kultura Polska pozostała pod kaskiem :)

Jak zawsze zapomniałam dodać, że wjazd na drogę pod Mangartem jest płatny, kosztuje całe 5 euro od osoby. Przemili ludzie wręczają ci bilet, ulotkę i tłumaczą co czeka ciebie dalej. Informacje są zrozumiałe, spójne i konkretne. Życzą szerokiej drogi i machają radośnie.

Nasza podróż dociera do miejsca, gdzie widnieje znak "zakaz dalszego poruszania się", ale spokojnie nie wjeżdżamy lekceważąc go. Jest tam również dopisek: dalsza podróż odbywa się na osobiste ryzyko wjeżdżającego. I dokładnie o tym samym wspominał nam uprzejmy pan kasując za wjazd 5 euro.

Prawdopodobnie ma to związek z całkiem sporym osuwiskiem na drodze. Jazda tym odcinkiem jest jak Kuluar Rolling Stones Mont Blanca.

Na wdechu pokonujemy na szczęście dość krótki odcinek, aby w prezencie otrzymać jeszcze piękniejszy i majestatyczny widok całego podjazdu pod Mangart, oraz widok na przepiękne schronisko Koca na Mangrtskem sedlu ( 2072m npm). Schronisko mieści się na rozległej równinie na zboczu Przełęczy Mangart (2072), w dawnej wartowni granicznej.

Dalszy przejazd odbywa się już pętlą, dookoła wzniesienia, a ja nie mogę wyjść z podziwu ilu śmiałków, postanowiło zaryzykować i mimo wcześniejszego zakazu, wjechać do końca. Mowa o licznych samochodach zaparkowanych pod szczytem :)

Parkujemy nasze maszyny i udajemy się na spotkanie z naturą. Ja chłonę krajobraz każdym wdechem :) nie wiem czy robić zdjęcia, czy wchodzić na skały, gdzie szukać najlepszych kadrów. Jakie jeszcze zrobić ujęcie by nie żałować, że ... się nie zrobiło. Po chwili zatrzymuję się na moment, odwracam wzrok za siebie i moim oczom ukazuje się niesamowita panorama ALP. Widzę w oddali parę zakochaną, natychmiast wpada mi kadr do głowy. Paweł już wie co ma robić, a ja pędzę totalnie niezmęczona, na wspomniany widok. Liczę, że kiedy dobiegnę do miejsca, owi zakochani opuszczą skałę. Moje myśli są tak głośne, że tuż przed wejściem na nią, para opuszcza widok.

Resztę niech opowiedzą Wam zdjęcia.

Jak Wam się podobała trasa? A może są tu tacy, którzy byli tam przed nami ? Dajcie znać koniecznie o waszych przeżyciach.


bottom of page